Z babcią za rękę  

Wydawnictwo Poligraf,
Posłowie Ryszard Waksmund
Uniwersytet Wrocławski,
Ilustracje Wojciech Górka,
Redaktor Justyna Lewańska,
Wrocław 1996, II wyd. 1998

Wybrane wiersze

Z babcią za rękę

Podajcie mi dłonie - 
                      liście zielone 
i chodźmy na spacer poza mury. 
Daleko, daleko, 
za lasy, za rzeki, 
za dzieciństwa mego pagórek. 
Tam wam przekażę 
moje krajobrazy 
i czas tamten 
w wianku ze stokrotek. 
Czar ich przed oczyma 
waszymi zatrzymam, 
byście ogrodzili je 
rąk żywopłotem.

Bo cóż piękniejszego 
i cóż cenniejszego 
ofiarować mogę 
moi- spadkobiercy - 
prócz tych barwnych plamek, 
bez złoconych ramek, 
które farbą wmalowały mi się w serce? 
Drogowskazy

Na wszystkich trasach je spotykam. Tych nawet do wesołego miasteczka. 
Lecz żaden z nich dotąd mi nie wskazał 
najprostszej drogi do... 
                                SERCA DZIECKA. 

Gdy oto nagle błysnął mi w oczach szlaczek, 
wydeptany kopytkami Pegaza. 
Taki niebieski jak atrament 
świeżo wylany z kałamarza. 

Szybko chwyciłam więc za pióro 
i słowa zaczęłam splatać w rymy... 
Może ten szlaczek uda mi się 
przedłużyć chociaż o centymetr? 
Tkaczka

Taka stara, kruchusieńka, 
całkiem jak te jej krosienka. 
Z osiemdziesiąt wiosen sobie liczy 
albo więcej. 

W kabłąk zgięte ma już plecy. 
Wypalone oczu świece. 
Urobione aż do samych łokci ręce. 

Ciągle jednak już o świcie 
koloruje tęczę z nici 
i rozsiewa na osnowie kwiaty łąki... 
A ja chciałabym ją w rymach 
choć na parę chwil zatrzymać, 
by ze słów mnie nauczyła 
tkać koronki. 

Takie w jak najprostsze wzory. 
W ciepłe i trwałe kolory. 
Bo koronki wydziergane 
z tej nauki, 
nie rozwieją się w rączynach 
jak zleżała pajęczyna, 
gdy ze skrzyni mojej 
je wyciągną 
kiedyś wnuki.  
Gdy wiersze piszę...

Gdy wiersze dla was piszę - malcy - 
czuję, jak moje palce, 
zwłaszcza ten serdeczny, 
zmieniają się w kolorowe długopisy. 
Albo i w pióra wieczne. 

Lecz gdybym nawet w natchnieniu 
w czcionkach komputera 
odbiła słow w rymach, 
i tak pozostanę w cieniu lipowych 
palców poety Jana z Czarnolasu... 

Choć on w nich tylko gęsie pióro trzymał. 
Babcia

Babcia ma tak białe włosy, 
 jakby je przyprószyły płatki wszystkich jej zim i wiosen. 

Jakby się w nie wprzędły 
wszystkie jej jesienie babim latem...
Głowa babci – 
biała chryzantema. 
Księżyc w poświacie. 

A tak niedawno jeszcze, 
gdy na wysmukłych łodyżkach nóg 
stała w ogrodzie, za płotem, 
listkami dłoni powiewająca, 
jej głowy nie odróżniłbyś 
od kwiatu słonecznika. 
Ogrodowego słońca. 
Frunę do was wnuczęta

Frunę do was, Pegazem. 
Galopuję po ostrych kamykach. 
Z kroplami potu na czole. 
Z wywieszonym płomieniem języka. 

Wio, mój skrzydlaty bułanku, 
boś do biegu coraz mniej skory. 
A ja muszę w skiby serc moich wnuków 
powsiewać ziarenka słów w porę.

By się nie zleżało, nie zrosło 
bez potrzeby to kłośne złoto, 
z nasionkami kwiecia zmieszane 
podczas jesiennego omłotu. 
W babcinej zagrodzie

W babcinej zagrodzie 
są wszystkie barwy tęczy. 
W babcinej zagrodzie 
wszystko gra 
i dźwięczy. 

Z tych tęczowych nitek 
i z nut tej muzyki, 
babcia splecie nam wiersze
jak z wikliny koszyki. 

Będą one - mówi - 
w bardzo prostym wzorze, 
i że do tych koszyczków 
swoje serce nam włoży. 

A kruchutkie takie 
jak ptasie jajeczko. 
Bo twardego jak kamyk 
nie chce 
żadne dziecko. 
Pole

To pole – moje wnuczęta – 
ten ziemi żyznej kawałek, 
to moja ojcowizna. 
To moje życie całe. 

Z dziadkiem waszym 
byliśmy jego siewnym ziarnem 
na wiosnę.
Dorodnymi kłosami latem: 
ja - pszenicą 
z warkoczem długim aż do pasa, 
dziadek -jęczmieniem wąsatym. 

A dziś 
czerstwymi bochnami chleba 
już jesteśmy. 
Z przepaloną skórką, 
oprószeni mąką. 
Bochnami z twardymi odciskami 
na piętkach, 
z których czas odcina 
dni naszych kromkę za kromką. 
Strach

Gdy chleba braknie na przednówku, 
gdy zwierzyna schudnie, 
babcia nasza obwini 
za to stracha na wróble. 

No bo on za pan brat 
z każdym w polu ptaszkiem. 
Dla każdego wróbla 
jest dobrym wujaszkiem. 

Ptak wydziobie ziarno. 
Nam zostaną plewy 
Zbiory dużo mniejsze 
będą niż wysiewek. 

A te niewdzięczniki, 
gdy się poweselą, 
to mu jeszcze na złość 
zapaskudzą kapelusz. 
Świątek

Wystrugał go wasz dziadek 
– moje wnuczęta. 
W latach chłopięcych. 
Choć miał on bardziej do pługa 
niż do struga ręce. 
Wystrugał z kawałka topoli, 
którą piorun powalił. 
A dziadka pod jej konarami 
– jak mówi – 
cud tylko ocalił. 

Stąd też i ten świątek 
ma takie czoło zachmurzone 
i błyskawice w źrenicach. 

Zdrewniałe krople deszczu 
jak łzy spływają mu po licach... 
A stoi tu już od pół wieku 
jak piorunochron pośród dróżek. 
Wszyscy bezpiecznie z nim się czują. 
Nikt się nie lęka burzy. 
Gołąb

Sfrunął z nieba na poręcz balkonu 
jak puszysty obłoczek 
i zaczął obrzucać babcię 
paciorkami oczu 
jakby się chciał przekonać, 
że to na pewno ona. 

Bo ona okruszek mu poda na dłoni. 
Bo ona mu łzę nawet do picia uroni. 
Bo ona, tak jak i on, ma serce gołębie. 
Bo ona nie ma dzioba 
ani szponów jastrzębich. 
Płotek rąk

Ręce babci zdrewniałe od roboty, 
są najpewniejszym ogrodzeniem 
naszego domu, 
naszym płotem. 

Na żerdziach palców 
całe jej gospodarstwo: 
gliniane dzbanki, 
sprane koszule dziadka, 
bukiety zasuszonych ziół 
na lekarstwo. 

Do tego jeszcze niosek parę 
i gęś ze złamaną nogą... 
Starym – powiada – niewiele już trzeba, 
i tym co mają podzielą się z tobą. 

Okruch się znajdzie dla ptaka. 
Kość dla przybłędy – psiaka... 
Dla swoich i dla gości 
bramka w babcinym płocie - 
zawsze otwarta na oścież. 
Wasze słowa

Wasze słowa, moje wnuczęta, 
 to Pegazowe źrebięta. 

Skrzydełka mają takie powiewne. 
Pod kopytkami 
tyle rozmruganych iskierek. 
W smyczku ogona 
muzyki prawdziwej, 

że tylko wiersze z nich splatać, 
jak warkoczyki z grzywy.  
Szal

Gdy szalem rąk 
okręcisz nam szyję babciu, 
przez cały dzień jest nam ciepło. 
To nic, że szorstki troszkę, 
że nie z puchu angory, 
że wydziergany takim prostym wzorem. 

Gdy harcujemy na podwórku, 
czasem za ostro, za śmiało, 
czujemy jak włoski jeżą się na nim, 
jak palców frędzelki 
trzymają nas za kucyki i szelki, 
by nam się nic złego nie stało. 
Lato u babci

Lato u babci 
pachnie polem i łąką. 
Na stole kubki z mlekiem. 
Bochen żółty jak słonko. 

Przy stole dziadek 
 jak wiatrak stary, 
 z wąsem z konopnych włókien. 
 I ty – babciu - podobna do kwoki, 
 gdy cię obsiądą wnuki. 
Do wnuka

Nie zwijaj dłoni w pusty rulonik, 
nie zwijaj, wnuku. 
Otwórz je szeroko dla ludzi, 
bo dawanie jest wielką sztuką. 

Uwierz mi, proszę, na słowo, 
że to wszystko co na nich położysz, 
na pięcioliniach twych palców nutami 
w radosną pieśń się ułoży. 
Wianuszek

– Usiądź, babciu, tu na miedzy, 
albo w cieniu dzikiej gruszy. 
Fabian narwie mi stokrotek, 
a ja splotę ci wianuszek. 

Będę splatać go misternie, 
jak ty splatasz w wiersze słowa. 
Może uda mi się nawet 
kwiatek z kwiatkiem w nim zrymować? 

– Będę przeszczęśliwa – wnuczko – 
gdy mi włożysz go na głowę. 
Niech zazdroszczą mi poetki 
w wieńcach z liści laurowych. 
Moja ty... 
                      Pamięci OJCA - wnuczki mojej…

Moja ty, dźwięczna skrzypeczko, 
ze złotymi strunami włosów... 
A zagraj że mi zagraj do wiersza, 
bo będzie on głuchy bez twojego głosu.

Palcami lewej ręki 
z duszy wybieraj dźwięki. 
Prawa niech ci posłuży za smyczek. 

A ja przy tej muzyce 
w wianuszek wiersza splatać będę słowa 
z niezapominajką o lutniku, 
który cię, skrzypeczko, zbudował. 

(c)2021, Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Na stronie wykorzystano ilustracje Joanny Hrk z tomów wierszy 
Karoliny Kusek pt.: "Objęłam spojrzeniem świat dziecka" i "Dzieci Marsa"